przejdź do treści

„Powrót Agnieszki H” i Jacek Petrycki przedpremierowo w trasie z Polską Światłoczułą

To film-podróż. Agnieszka Holland po latach jedzie do Pragi, by realizować tam „Gorejący krzew”. Powrót ten staje się pretekstem do powstania filmu Krazue i Petryckiego. Współbohaterami dokumentu są też dwaj przyjaciele Agnieszki Holland z czasów studenckich: operator Andrzej Koszyk oraz dokumentalista Andrzej Zajączkowski. Powstał wielowymiarowy portret: osoby stanowczej, twórczej, ale też bardzo ciepłej i serdecznej. Czeski epizod z pewnością miał na jej życie duży wpływ. Dzięki tej sentymentalnej podróży, możemy na moment wniknąć w ten świat i zrozumieć, jak ją ukształtował.

 Powrut Agnieszki H

Polska Światłoczuła odwiedzi widzów południowej Polski, a towarzyszyć jej będzie Jacek Petrycki – autor zdjęć do wielu polskich filmów dokumentów, a także polskich i międzynarodowych produkcji fabularnych. Współpracował z takimi twórcami, jak Krzysztof Kieślowski (14 filmów), Andrzej Titkow czy Marcel Łoziński (24 filmy). Laureat wielu nagród, m.in. BAFTA Brytyjskiej Akademii Filmowej za zdjęcia do filmu „The Betrayed”.

Szczegóły trasy:

23 I Zabłocie, gm. Kodeń (Zakład Karny), godz. 18:00
24 I Opatów, (Opatowski Ośrodek Kultury, ul. Partyzantów 13B) godz. 18:00
25 I Sanok, (Galeria BWA, ul. Rynek 14), godz. 17:30
26 I Stary Sącz, (Centrum Kultury i Sztuki, ul. Batorego 23) godz. 18:00
27 I Miasteczko Śląskie, (GOK, ul. Srebrna 24) godz. 18:00 28 I Jaworzno, (Wspólnota Betlejem, ul. Długa 6), godz. 18:00

Powrót Agnieszki H

Pamięć przywołuje od razu jeden z mniej znanych filmów François Truffaut – „Miłość Adeli H.” Chodziło naprawdę o Adelę Hugo (najmłodszą córkę Victora Hugo), która ukrywa się pod zmienionym nazwiskiem, daleko od domu, dokąd przybyła odzyskać miłość pewnego porucznika. Truffaut pokazał niezwykły portret kobiety zdeterminowanej, gotowej na wszystko (pamiętajmy, że jest wiek dziewiętnasty!), uzupełniając obraz archiwalnymi listami czy notatkami policyjnymi, przez co staje się zrozumiała i bliska.
Agnieszka Holland przed nikim się nie ukrywa, ale cały film Jacka Petryckiego i Krystyny Krauze – „Powrót Agnieszki H.” przypomina trochę proces śledczy – próbę dotarcia do sedna, a mianowicie do zrozumienia, kim jest Agnieszka Holland bądź jak mawiał Stanisław Latałło, by „zjeść jej mózg”.

Powrót pierwszy

Agnieszka Holland powraca do czeskiej Pragi, gdzie studiowała reżyserię. Wpływ czeskiej kinematografii i kultury w ogóle miał na jej twórczość olbrzymi wpływ. Reżyserka odkrywa przed nami swoje artystyczne fascynacje, widzimy fragmenty jej szkolnej etiudy – nagle, w tym kontekście, jej własne filmy zyskują nowy, pełniejszy wymiar.

Powrót drugi

Reżyserka powraca do Pragi, by zrealizować „Gorejący krzew”. Jest to więc powrót do czasów komunistycznych. Zyskujemy obraz dwuwymiarowy: widziany oczami młodej studentki i dojrzałej reżyserki. Odwiedzamy nawet celę więzienną, w której przesiedziała miesiąc, a nie kilka miesięcy, jak jej się wówczas wydawało – swoją wyolbrzymioną martyrologię kwituje jednak z dystansem i uśmiechem, zupełnie à la tchèque.

Powrót trzeci

Agnieszka Holland powraca do własnej, osobistej przeszłości. Tym razem to ona sama staje przed kamerą, a przygląda się jej Jacek Petrycki, autor zdjęć do wielu jej filmów. Ciekawe odwrócenie ról. Przy tym reżyserka nie jest sama, towarzyszą jej koledzy ze szkolnej ławki: Andrzej Koszyk i Andrzej Zajączkowski. Są jak trójka turystów, która wyrusza w podróż sentymentalną do studenckich czasów. Odwiedzają bliskie im kiedyś miejsca, wspominają.

Ze wszystkich tych podróży wyłania się bardzo ciekawy portret Agnieszki Holland. Jest to więc portret reżyserki, której indywidualny głos w kinie staje się bardziej zrozumiały. Polski film autorski cechuje często długie, statyczne otwarcie, spokojne wprowadzenie głównego bohatera. Wystarczy zobaczyć kilka pierwszych minut któregokolwiek filmu Holland, by od razu wejść w wir wydarzeń i poczuć wpływ czeskiej formacji.

Jest to również portret osobowości. Choć cały film jest utrzymany w lekkiej atmosferze, to między żartami padają mocne słowa. Agnieszka Holland jest świadoma, jak bardzo system komunistyczny zniszczył w ludziach poczucie hierarchii wartości: „taki relatywizm w ogóle mi nie odpowiada” mówi stanowczo.

Ale jest to także portret niezwykle ciepłej osoby. Dzięki Jackowi Petryckiemu i Krystynie Kos-Krauze rzeczywiście mamy szansę poznać Agnieszkę Holland jako osobę, nie tylko jako artystkę, zrozumieć jej drogę życiową. Poznajemy osobę, do której z miejsca czujemy sympatię; a już na pewno staje się zrozumiała, bliska i ludzka.

Jacek Petrycki

Dokument powstaje trochę jak wiersz: jego siłą jest obserwacja, utkany jest z porównań i metafor, najczęściej kończy się pointą. Istnieje scenariusz filmu dokumentalnego, ale opiera się w dużej mierze na założeniach czy życzeniach. Ale nie może podporządkowywać się tezie, bo rzeczywistość lubi płatać figle. Trzeba się na nią otworzyć.
Ale co to znaczy? Jacek Petrycki musi znać odpowiedź na to pytanie. Jeśli nie wprost, to udowadnia swoją pracą, że ją zna. Jest to właśnie przykład operatora-poety, wrażliwego obserwatora, otwartego na to, co przyniesie mu świat, z którym styka się tutaj i teraz.

Operator filmu dokumentalnego musi być czujny, by „złapać” właściwy  moment, chwilowy grymas twarzy, konkretny gest, jak dzieje się np. w „Próbie  mikrofonu” Krzysztofa Kieślowskiego. Podczas zebrania zarządu fabryki, którego członkowie krytykują pracę „dociekliwego” reportera radiowego, dostajemy obraz niemal jak z filmu fabularnego. Przy stole siedzi wiele osób, ale nie gubimy się wśród nich. Petrycki jest w stanie wychwycić subtelne reakcje osób biorących udział w dyskusji. Jakby dokładnie wiedział wcześniej, kto i co ma do powiedzenia i jaki to będzie miało oddźwięk na poszczególne osoby. Do tego, całość filmu poprzetykana jest spokojnymi obserwacjami ludzi przy pracy, ich twarzy, rąk. Rytm zdjęć idzie równo z rytmem pracy.

Ten dar obserwacji i wyłapywania ważkich momentów Petryckiego, docenili reżyserzy fabularni, którzy świadomie tworzyli filmy bliskie rzeczywistości. Takie są pierwsze fabuły Kieślowskiego, a „Spokój” jest bodajże najlepszą z nich. Mamy wrażenie, że oglądamy dokument. Petrycki potrafi zwolnić akcję obrazem, pokazać nam, bawiące się w oknie dzieci, kobietę wieszającą pranie na podwórku, twarze ludzi w barze, którzy nie mają znaczenia dla samej akcji, ale tworzą klimat, są nieodłącznymi elementami danej rzeczywistości.

Agnieszka Holland zawsze świadomie dobiera operatorów do swoich filmów. Mówi się, że operator jest okiem reżysera. W duecie Holland-Petrycki to się potwierdza. Holland jest mistrzynią w opowiadaniu wielkich historii, wypełnionych licznymi wydarzeniami i postaciami. Zdjęcia Petryckiego potrafią oddać wartką narrację. Tak jest w jednym z najgłośniejszych filmów stworzonych przez ten tandem „Europa, Europa”. Emocje zawsze śledzimy na twarzach bohaterów. Mamy jasność, kiedy narratorem jest bohater, a kiedy oglądamy trzecioosobową, obiektywną relację. Czasem oglądamy coś oczami Salomona – nieraz przez okno czy szybę, czasem patrzymy na wydarzenia z zewnątrz. Oko kamery jest dyskretnym świadkiem, który wiernie przekazuje nam historię. Agnieszka Holland lubi się „skryć” za swoją opowieścią, a Petrycki jej to umożliwia.

Jacek Petrycki to szczególny operator, który potrafi sprawić, że dokument wygląda jak fabuła, a fabuła jak dokument. Dzięki temu, każdy jego film jest tak naturalny. Patrzymy w ekran, jakbyśmy patrzyli przez okno, obserwujemy razem z nim. I nic tutaj nie da się streścić, jak w wierszu.

(Teksty: Alicja Rosé)